środa, 28 września 2011

Nauka grania u mnichów

filmik jak dzieci tajskie uczą się grania na swego rodzaju cymbałach w klasztorze

wtorek, 27 września 2011

Bangkok ulica Kao San

Ulica Kao San to miejsce które przez wiele lat jest głównym punktem zaczepienia dla turystów z plecakami.Mekka backpackersów.
Obecnie nie jest to już nawet tylko jedna ulica, ale wręcz mini-dzielnica wypełniona tanimi guesthousami, restauracjami z zachodnim jedzeniem i straganami, na których można kupić wszystko czego może zapragnąć podróżujący niezależnie młody człowiek. Jest tu też wiele barów, kilka dyskotek, a także setki miniaturowych agencji podróży, gdzie można kupić tanie bilety do najpopularniejszych wśród młodych turystów miejsc Tajlandii. Wyruszają też stąd autobusy do innych krajów regionu, takich jak Kambodża czy Laos.
My nie nocowaliśmy na głośnej Kao San ale na nieco cichszej, znajdującej się tuż obok Soi Rambutti. Polecam.

Blisko Kao San znajduje się komenda policji. Patroluja oni tutejsze ulice dość często. Niemniej jednak co niektóry pewnie też biorą w łapę. Na trzeci dzień na kaosanie można było znaleśc z 5 stoisk gdzie można było sobie wyrobić nielegalnie dokumenty, od prawa jazdy, dowody osobiste, dyplomy ukończenia szkół  np. certyfikaty FCE, czy legitymację FBI, mieli szablony dokumentów ze wszystkich krajów. W pewnym momencie 5 policjantów przeszło drogą i nikt nie zareagował nerwowo tylko kaskę wyciągną. Następnego dnia ani wcześniejszego dnia nie było więcej takich stoisk.


Polecana knajpka w Chiang Mai

Jak już wcześniej wspomniałam w Chiang Mai mieliśmy swoją ulubioną knajpkę. Pragnę ją więc tutaj polecić dla wyjeżdzających w tamte strony. Knajpa nazywa się the Hut Caffe i znajduje się przy 6 skręcie od głównej ulicy czyli od Moonmuang Road
Dokładny adres to właśnie Moonmuang soi 6, czyli ten sam adres co naszego hostelu, bo oba punkty były przy tej samej ulicy. W Tajlandii bardzo często tylko główne ulice mają adresy domów, boczne uliczki mają nazwę najbliższej głównej ulicy prostopadłej i numer który świadczy nie o adresie domu ale o kolejnej ulicy jaka przecina główną ulicę, w tym przypadku Moonmuang. Czyli jest to knajpa gdzieś na 6 uliczce przecinającej Moonmuang, dla ułatwienia, na tej samej co Sompet Market.
Mam nadzieję, że za mocno nie zamotałam. :-)

szefowa knajpy jest wesoła, przemiła i ma podejście do klientów, bo jak zauważyliśmy to z każdym cos zagada, każdemu da jakąś dolewkę, dokładkę lub ma niezły sposób namawiania do powrotu do swojej knajpy np. dziś już jesteś pewnie najedzony ale przyjdź jutro rano specjalnie dla ciebie zrobię "danie XYZ", idę rano na bazarek specjalnie po świeże produkty do "dania XYZ" chcesz to nauczę Cię jak przygotować "danie XYZ".
Przy tym całym namawianiu nie jest jakaś nachalna czy męcząca a jak się do niej znów wróci to na prawdę porcje robi przeogromne, pyszne a przy tym niedrogie.
Nasza panie szefowa mówi przy tym świetnie po angielsku i jest bardzo otwarta o wszystko można się jej zapytać.
Należy też dodać, że jak sama mówiła, choć robi typowe tajskie dania to niekoniecznie smakują one dokładnie tak jak inne dania z północy Tajlandii, pani bowiem pochodzi ze wschodniej Tajlandii na granicy z Kambodżąi gotuje trochę tak jak tam się jadło.
Tak czy siak jest pysznie
Będziemy tęsknić za jej kuchnią!

Wnetrze

Paweł z szefową

Knajpka z zewnątrz

Dzień 16 Bangkok China Town

Popłynęliśmy też dziś autobusem wodnym do chińskiej dzielnicy. Było bardzo ciekawie i kolorowo. Polecam tu właśnie robić pamiątkowe zakupy. Spotkaliśmy tu bardzo niewielu turystów więc i ceny nieturystyczne. Co ciekawe wiele cen jest wywieszonych ale są niskie ze i z targowaniem nie udałoby się lepszych np przeróżne bransoletki np z perełek takie jak na bazarkach dla turystów są, tu kosztują 20 bahtów (ok. 2zł) a gdzie indziej cena ok 100-150 bahtów przed targowaniem. Kolczyki 5 bahtów (ok 50 groszy), super śliczne itd itp. Jedyne co to nie ma tu koszulek ale inne ciekawe bibelotki znajdzie się z łatwością. Warto tu też przyjść dla samego pooglądania tutejszego bazarowego jedzenia (Chińczycy zjedzą wszystko) i zajrzenia do chińskiej apteki (talizmany odstraszające choroby koniki morskie na duszności itp)






Dzień 16 Bangkok świątynie

Mimo iż miasto nas nie za miło przywitało, to jednak atrakcji turystycznych, ciekawym miejsc do zwiedzania, ma do zaoferowania mnóstwo. Poniżej kilka z bardzo wielu fotek przepięknych świątyń w Bangkoku

Ogromny budda z dzielnicy Dusit

Marble temple





Widok na Bangkok ze złotej góry



Świątynia przy wielkiej Huśtawce






Przed pałacem króla

Wat Arun- Swiątynia wschodzącego świtu, styl khmerski





Osiągnęlismy nirwanę na ostatnim poziomie Metal Castle


Metal Castle

Pomnik demokracji



sobota, 24 września 2011

Dzień 15 Bangkok



Nie cierpimy Bangkoku. Dobrze zrobiliśmy, że po wylądowaniu od razu pojechaliśmy do Ajjuthaja, bo jak Paweł zobaczyłby na początku to co tu się dzieje to od razu chciałby wracać. Ogólnie jest to miasto naciągaczy, jeszcze nie są tak bezczelni jak arabowie ale nie wiele im brakuje.
Lepiej tu nikomu nie ufać. Jak podchodzi do nas ktoś z tuk tuka czy z taksi to od razu uciekamy, ale wczoraj podszedł do nas normalny Taj, który nie chciał niczego sprzedać, pogadał i powiedział czy wiemy, że dziś jest Dzień Buddy, jest to wyjątkowy dzień w roku w którym pewne świątynie są otwarte dla turystów chociaż normalnie nie są oraz że dziś kierowcy tuk tuków płaci się 30 bht a resztę dopłaca państwo. Może i tak miało być w założniu, ale taj sprytniejszy od Polaka. Państwo mu dopłaci, turysta mu dopłaci a i tak zamiast do świątynie to podwiezie nas taki taj najpierw do sklepu a to takiego co szyją garnitury, a to z pamiątkami a to z biżuterią. Pierwszy Taj był z nami w 2 świątyniach z czego jedna zaznaczona przez przechodnia jako „lucky temple”=świątynia przynosząca szczęście, która normalnie nie jest otwarta dla turystów i w 4 aż sklepach. Kiedy wróciliśmy z pewnej świątyni to już na nas nie czekał. Inny kierowca pytał czy już mu zapłaciliśmy, nie zapłaciliśmy, a czy był z wami w sklepach, tak w 4! Aha to pojechał bo nie chciał waszej kasy, waszych marnych 30 bahtów gdy za każdy sklep do którego przywiezie turystów on dostaje 200 bahtów a wiec i tak zarobił na nas mnóstwo kasy (800 bahtów). Drugi tuk tukowiec powiedział nam wprost ze albo nas wiezie do hostelu za 200 bahtów albo nawet za darmo ale musimy do jakiegoś sklepu po drodze wstąpić!!! Holera! Oczywiście wszystko okazało się oszustwem. Możliwe ze nawet ten koleś co o tym święcie powiedział był oszustwem, bo następnego dnia znów poznaliśmy taja który nie miał zadnego biznesu znów był nauczycielem i chciał niby podszkiolić angielski i znów pozaznaczał nam świątynie warte zwiedzenia. Nie daliśmy się nabrać, było to tuż przed Wat Pra Kheo, starym miastem i nam mówił ze dziś jest święto dla tajów, jakiś pogrzeb kogos ważnego i turyści nie mają wstępu. Tak się składa ze byłam już w tym miejscu 3 lata temu i wiedziałam ze wstęp do kompleksu jest za 400 bht najdroższa swiątynia w Tajlandii, do innych wstępy za grosze lub w ogóle za darmo i jakoś nie chciało mi się wierzyć by zrezygnowali z takiej kasy, zwłaszcza ze podjezdzaja tu całe autokary turystów. Oczywiście przysięgał ze mówi prawde i ze jak chcemy to się sami przekonamy. Chcieliśmy i się przekonaliśmy, było otwarte. On tez był nauczycielem i chciał byśmy do jakiejś świątyni szczęścia jechali. To jakaś nauczycielska mafia. W kompleksie świątyń na starym mieście widzieliśmy wielki znak: Nie wierzcie gdy ktoś wam opowiada o lucky temple!!! To oszuści”
Podsumowując, w Bangkoku są same szumowimy, każdy w czymś ma interes. Z drugiej strony wczoraj suma summarum widzieliśmy 4 świątynie 6 sklepów i spedzilismy jeżdżąc 6 h i zapłaciliśmy za całą jazdę 3 zł za dwoje. Coś za coś!!!

------
to wszystko było wczoraj, dziś pozwiedzaliśmy wiele ciekawych miejsc nawet Pawłowi sie podobało, ale dziś już wszedzie chodzimy na piechote albo plywamy rzecznym autobusem i jest ok. Niestety musze konczyć bo korzystam z internetu w barze, internet do jedzenia za darmo ale podłączenie komputera do pradu 50 bahtów! ogólnie to w naszym 5 pietrowym hostelu nigdzie ani w pokojach ani na korytarzu nie ma gniazdek! a w recepcji jest dużo i za podłączenie telefonu 20 bahtow komputera 50 bahtów. W knajpach darmowy internet ale nigdzie nie ma gniazdek z prądem wiec co komu po komputerze jak bateria siadzie! o tacy oni są!

piątek, 23 września 2011

Dzień 14 Bangkok

Po 15 godzinnej podróży pociągiem, która o dziwo była bardzo wygodna (mimo 2h spóźnienia :-) dojechaliśmy do Bangkoku. wcześniejszą podróż pociągiem pamiętam jako koszmar. Tym razem mimo i ż zdecydowaliśmy się na 2 klasę a nie pierwszą, pociąg był bardzo wygodny. Ja początku podróży gąbkami z mydłem i wodą umyli go z zewnątrz (zdjęcia póżniej) i się zaczęło. 1 klasa kuszetki wcale za wygodne nie wyglądały, 2 nasza to rozkładane fotele było ok. Jedyny minus to..... klima. Tak była klimatyzacja i pozakręcane na stałe okna. Chyba chcieli nas zamrozić i dobrze o tym wiedzieli bo każdemu przynieśli po kocyku a i tak było zimno (nawet jak założyłam 3 bluzki i bluzę. Po drodze zaobserwowaliśmy to o czym tu ciągle mówią w tv- powodzie. W pewnym momencie nawet my zamiast po torach to po wodzie jechaliśmy




nasz pociąg robi fale





Co do Bangkoku to jesteśmy zawiedzeni ludźmi. Paweł dodaje ze tym razem świątynie są fajne ale za to ludzie nie. Cwaniacy jedni! Wszędzie czytalismy ze trzeba tu jeżdzić taxi a nie tuk tukiem bo się nie opłaca. Ważne by taxi właczyło taxometr. Łatwo powiedzieć, ale dojazd z dworca na Soi Rambutti zatrzymaliśmy 10 taxówek i żadna nie chiała właczyć taxometra. Mówili "Sir Price like with taxometer, ale oczywiscie dawli np 250 bht, mówie ze zapłace z taxometra a on na to ze to ta sama cena to mówie oki ale włącz taxometr a on na to jak nie to nie. Nie włączę! ... i tak 10 razy. W końcu pojechaliśmy tuk tukiem za 120. Później byliśmy też oszukani przez tuk tukowca ale to historia na kiedy indziej, bo właśnie gorące jedzenie podano :-)