czwartek, 22 września 2011

Dzień 13 Chiang Mai - wyprawa po zaopatrzenie

Jesteśmy w Chiang Mai już jakiś czas i zaprzyjaźniliśmy się z szefową pewnej knajpy w której regularnie jadamy. Dziś rano po śniadanku pani zaproponowała, że jedzie po zaopatrzenie do swojej restauracji na jakiśtam market. Oczywiście taki dla nich, na którym nie ma turystów i ceny są jak dla nich. Nazwę marketu 1 raz słyszę i nie ma jej nawet na naszej mapce. Pojechałam ja z tyłu na jej skuterze. Pani proponowała by Paweł wziął jej drugi skuter i za nią jechał, ale się nie odważyliśmy. Ani na skuterze nie jechaliśmy ani ruchu lewostronnego nie opanowaliśmy. Pojechałam więc tylko ja a na markecie byłam nie lada atrakcją. Turystów tam w ogóle nie było a ceny rzeczywiście tańsze. Pokupowała mnóstwo warzyw popakowanych po 10 kg, zastanawiałam się jak to przewieziemy, ale mieli tam proste rozwiązania. Od razu przy wejściu na bazar wynajmowało sie goscia z wózkiem, który te warzywa ładował i za nami woził a potem drugiego gościa z motorem z doczepionym koszem z boku, który nam te warzywa przywiózł. Nasz wyjazd na targ zakońszył się mało przyjemnie. złapała nas policja i dostałyśmy mandat za brak kasków - 200 bahtów. To po prostu niefart. Wszyscy tu jeżdzą bez kasków. Chwile przed tym jak zatrzymała nas policja przemknęło mi przez głowę co sie dzieje , wszyscy nawet rikszarze jeżdzą w kaskach dzisiaj. Za zakrętem znaliśmy już odpowiedź :-) Po prostu nasza znajoma była niedoinformowana tego dnia :-)

za wór pekińskiej zapłaciła jakieś 5 zł, kupiliśmy też paprykę 5 kg czerwonej i zółtej i 5 kg zielonej, razem 10 kg papryki za ok 20 zł na nasze

pan który nam wszystko woził





nasza lista zakupów

owoc guawa czyli po tajsku farang czyli tak jak tu nazywa się obcokrajowców

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz